sobota, 19 stycznia 2013

Font choice


       Usiłowałam ostatnio kupić t-shirt z "fajnym" nadrukiem.
Niestety Tumblr wyprał mi mózg i zakupy już nigdy nie będą dla mnie łatwe...

       Chciałam znaleźć coś z chwytliwym hasłem, prostym fontem, bez zbędnych kwiatków i serduszek.
O ile kucyki pierdzące motylkami trafiają w mój gust, o tyle nie mogę znieść upiększania na siłę.
Nie przekonują mnie również photo-printy z twarzami blogerek, szminki, bąblowate fonty ani chwytające za żołądek - cytaty Paulo Coelho. Nawet kiedy moja geekowa natura dała o sobie znać przy kolekcji Croppa z licencją na Star wars, okazało się, że damskie koszulki istnieją tylko z bohaterami w wersji kreskówkowej. Nosz(!)
       Niby nie winię projektantów ani marek odzieżowych. Tworzą w końcu produkty, które trafiają do sklepów na podstawie "hitów" i "kitów" - w oparciu o wyniki sprzedaży. Ale na litość boską ile można oglądać takich rzeczy?!

       Jak się zatem okazuje, aby zdobyć prosty, damski t-shirt z nadrukiem trzeba:
a) udać się do działu męskiego (i potraktować zakupiony towar nożyczkami)
b) kupić t-shirt przez internet i zapłacić Mnóstwo Tysięcy Dolarów za shipping zza granicy
c) zrobić go samemu

       Ostatecznie skusiłam się na markę Local Heroes, której projektantki również czerpią inspiracje
z Tumblr'a oraz na Pan tu nie stał, która zachwyciła mnie pomysłowym brandingiem.


Dodatkowo udałam się do okolicznego grzebciucha, w którym znalazłam psychodeliczne cudeńko za 3 zeta.

       Po wielkich trudach, ataku kota na kuriera* i grzebciuchowym smrodzie na rękach, dostałam to, czego chciałam. Ach, gdyby tylko był prostszy sposób. Gdybym mogła projektować swoje nadruki i nie liczyć na to, że inni wpadną na dobre pomysły... 
Och wait... I can :>

* Celowy zabieg nadający dramatyzmu.

6 komentarzy: